piątek, 16 sierpnia 2013

Nocnika czas...

Dzisiejszy post stał pod znakiem zapytania. Nie ze względu na tematykę, ale na samopoczucie osoby piszącej :-) Dopadła mnie jakaś ( mam nadzieję nie ptasia) grypa. Korzystam jednak z chwilowego ozdrowienia i już...
Nocnik. Temat, którego bardzo się bałam - nie w teorii, ale w praktyce. Kiedy zacząć? Jak przygotować dziecko i siebie? Jaki ekwipunek przygotować?
Jednak jak się okazało nie taki diabeł straszny. Ale od początku...
Wszystkie mądre książki, a trochę ich pochłonęłam- piszą, że najlepszym momentem na trening czystości jest okolica drugich urodzin.
My zaczęliśmy trochę wcześniej. Ze względu na to, że Domi jest z końca października i moment na bieganie bez pieluchy w dość chłodnym okresie mógłby zakończyć się różnie.
Mogliśmy poczekać do wiosny, ale obawiałam się, że za bardzo będę się starała- zostanie niewiele czasu do edukacji przedszkolnej naszego szkraba.
Tak więc nie ma, że boli. Zaczęliśmy!
Jak się przygotowaliśmy do tematu? Najważniejszy był zakup nocnika. Na rynku jest wiele dostępnych modeli. Niektóre są tak bajeranckie i odjechane, że w niczym nie przypominają przedmiotu, do którego dziecko ma się wypróżniać. Grające, mówiące, ze spłuczką, z rolką papieru toaletowego, wysokie jak krzesełko do karmienia. Cała masa nocnikowych stworów.
U nas wyboru dokonała sama zainteresowana, czyli Domi. Pojechaliśmy do sklepu z gadżetami dla dzieci, weszliśmy w alejkę nocnikową i już po chwili Domi biegała po sklepie z wybranym modelem.
Wybór padł na najprostszy plastikowy, biały nocnik z wizerunkiem Kubusia Puchatka. Czyli nie będzie nam grało...
Drugi ważny zakup to majtki w ilości ( i tu przesadziłam) 28 sztuk!!!
Następnego dnia poszliśmy za ciosem. Rano, gdy tylko Domi się obudziła popędziłam do jej pokoju i oznajmiłam, że teraz pójdziemy zrobić siusiu. Jakie było moje zaskoczenie, gdy po chwili siedzenia na tronie-mała wiedziała co trzeba zrobić. Utwierdziło to mnie w przekonaniu, że a) mam genialne dziecko i b) jestem genialną mamą.
Później już niestety tak gładko nie szło. Domi chcesz siusiu? Nie...
Sadzamy na nocnik i nic. Ok- w końcu powiedziała nie. Po czym po chwili widzimy wielką kałużę...
Pierwszy dzień zakończył się 10 parami zużytych majtek i jednym porannym sukcesem genialnego duetu :-)
Ale nie odpuściliśmy. Żeby było jak najmniej kłopotu pozwijaliśmy też dywany, a Domi biegała w bluzeczce i samych majteczkach.
Dzisiaj mija 10 dzień naszego treningu i Domi zaczyna wołać za potrzebą. I uwaga- dzisiaj majteczki pozostały suche przez cały dzień ( wyłączając noc i spacer- jeszcze jest pielucha). Jednak jesteśmy genialne.
Trzeba być wytrwałym i na spokojnie podejść do tematu. W końcu każdy z nas przez to przechodził...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz